Czas na Małą. Podobno Brunia jest mikrokotem. To się dopiero okaże, bo na razie ma sześć miesięcy, rozrabia, jak przystało na kociaka. I zupełnie nie widać po niej, że w swoim krótkim życiu przeszła już niemałe piekło.
Tak do końca nie są znane jej początki. Prawdopodobnie trafiła do łódzkiego schroniska z interwencji. Była skrajnie niedożywiona, miała rankę na tylnej łapie. A przy tym wszystkim bardzo garnęła się do człowieka. To było wołanie o pomoc. Nazwano ją Perełką. Kilka dni spędzonych w schronisku bardzo źle na nią wpłynęło - kompletnie zamknęła się w sobie, przestała jeść.
Na szczęście dostrzegła ją wspaniała wolontariuszka Asia, która zawiozła ją do lecznicy (nieoceniona pani Anna Wojtczak z Centrum dr Seidla), gdzie Kicia dostała odpowiednią opiekę.
Jest jedyna zaleta długiego przesiadywania na Facebooku - znowu profil Kotyliona "podpowiedział" mi nowego kota. ;)))
I co się dalej wydarzyło? Otóż, to maleństwo nieźle nas oszukało. ;) W czasie choroby można było z nią zrobić wszystko. Wykazywała się spokojem, cudownym nastawieniem do człowieka i jego zachłannych rąk, chcących pogłaskać bielutkie futerko.
Teraz to niezła franca... ;))) Zdominowała Franka, który nadal nie dowierza, że ktoś mógł zająć jego fotel i futro owcy. Człowiekowi dawkuje pieszczoty i jest raczej na etapie "Ooo! Twoja ręka się rusza! Ugryzę! Haps!", ale trzymamy się dzielnie i znosimy szybkie susy i inne bitwy, ale o tym też jeszcze opowiem. Czyli jak kotki okazują sobie uczucia... ;))
Ona nie oszukała! Brunia jest niezłą manipulatorką jak na Kocią Kobietkę przystało :)
OdpowiedzUsuń