Oczywiście Franek będzie miał pierwszeństwo przy tym opisie, ponieważ nie dość, że był pierwszy w moim domu, to dodatkowo jest już dorosłym (liczy 2 lub 3 lata - weterynarze się spierają ;)), dostojnym kocurem ("nie to, co ten nieopierzony podlotek!" - myśli pewnie rzeczony Franek).
To jest pierwsze zdjęcie Frania, które zobaczyłam na profilu łódzkiego Kotyliona (o wspaniałych wolontariuszach i ich pomocy napiszę innym razem). Szczerze mówiąc - nie było to tak, że od razu zakochałam się w nim. Pomyślałam wtedy: "O rany, jaki duży kot, nie wiem, czy chcę tak dużego kota". "Casting" trwał znacznie wcześniej. Inny biszkoptowy kawaler ze schroniska w Zgierzu miał być u mnie, ale na szczęście (choć tego wiedzieć nie mogę) znalazł dom wcześniej.
Franek został złapany na kastrację na łódzkich działkach. Zaraz po zabiegu miał tam wrócić, jednak okazał się super gadułą, skradł serce pani Doroty, która przyjęła go do swojej sporej gromadki kotów, na tzw. "tymczas". Ze względu na wysokie wymagania wspomnianej pani, kotek - mimo ogromnej urody i wspaniałego charakteru - przez pół roku nie mógł trafić do DS. Na moje szczęście ;)
Franiu jest/był bardzo towarzyskim kotem, kochającym spać przy człowieku, kręcącym ósemki, barankującym... Sytuacja zmieniła się 3 tygodnie temu, kiedy do naszej kociej rodziny dołączyła półroczna Brunia. Mimo iż Franek mieszkał wcześniej z wieloma kotami i był "reklamowany" jako kot idealny na dokocenie, to trudno było mu zaakceptować fakt, że nie jest już kocim jedynakiem. ;)
Ale o tym następnym razem. :)
Imię doskonałe! Hrabia Franciszek :) po prostu Cudeńko. ach! kiedy je wreszcie utulę :)
OdpowiedzUsuń